Jak to się zaczęło i skąd ten dziwny pomysł o zajęciu się astrologią
🔭PRAPOCZĄTKI
Dawno dawno temu, czyli za komuny, w latach osiemdziesiątych, mała Ewa znalazła wśród książek piękny kalendarz.
Były tam, ułożone z gwiazdek, znaki zodiaku z łacińskimi nazwami.
Ewa lubiła się uczyć, więc wkuła te wszystkie 12 nazw po łacinie. I pamięta je do tej pory.
Potem pojawiły się zeszyty o każdym ze znaków autorstwa Leszka Szumana.
Ewa była bardzo dumna z tego, że jest Wodnikiem (łac. Aquarius), a tam było napisane, że Wodnik nie znosi głupoty i tępego sposobu myślenia. Pierwsza trafiona prognoza?
Potem pojawiły się książki o astronomii - które czytała, chociaż były nieco za trudne. Marzyła o własnym teleskopie. Tata Ewy zrobił teleskop z rur od odkurzacza i soczewek - coś w stylu Adam Słodowego „Zrób to sam”. Udało się nawet zobaczyć kratery na Księżycu!
📚POWAŻNE LEKTURY
Nieco starsza Ewa próbowała czytać „Mandalę życia” autorstwa L. Weresa i R. Prinkego, ale była za trudna. Potem znalazła książki von Pronaya i spróbowała opracować swój własny horoskop, licząc wszystko ręcznie, ponieważ jeszcze nie było programów do astrologii ani nawet Internetu.
Później, już na studiach poszła do Donki Madej i dostała swój pierwszy prawdziwy horoskop.
🧬PIERWSZE KROKI
Niedługo potem w jednym z pism komputerowych szwagier Ewy znalazł płytę CD z darmowym programem Astro Mart - i to było już coś.
Ewa zaczęła robić proste horoskopy bazujące na leksykonach Konaszewskiej- Rymarkiewicz i von Pronaya.
🌀CIĄG DALSZY NAPISZE ŻYCIE
Ale wreszcie dowiedziała się, że horoskopy sporządza się całkiem inaczej i korzystanie z leksykonów lub z popularnych stron o astrologii to tylko mały i w dodatku pierwszy kroczek na drodze ku prawdziwej astrologii. A to już zupełnie inna historia…
Komentarze
Prześlij komentarz